... na początku był chaos… tak mogłabym krótko opisać stan aktywności pod koniec lipca, kiedy już wiedziałam, że sierpień nie da mi odpocząć. A plany zaczęły niemal na siebie zachodzić. Mazurskie żeglarskie życie postanowiłam rozszerzyć o horyzont morza,  w otoczeniu największych windjammerów, najszybszych jachtów i oddanych żeglarskiej pasji ludzi na finale Tall Ship 2013 jaki z początkiem sierpnia właśnie zaczynał się w mieście portowym  Szczecin.

Żeby  jednak tam dotrzeć postanowiłam na chwilę oderwać się od codzienności za sprawą niezwykłego Cirque de soleil, który na kilka dni zagościł w gdańskiej Arenie. Niemal od pierwszych scen wspaniałego spektaklu wraz z innymi znalazłam się w świecie marzeń, szybując pod kopułą namiotu, skacząc na batucie, będąc jedną z niemych bohaterek artystycznego przedstawienia. To było jak przejście przez lustro i spojrzenie na świat trochę przez krzywe zwierciadło, huśtając się na trapezie. Tak, teraz mogłam przenieść się na pokład dowolnego jachtu. Byłam gotowa na spotkanie z potęgami mórz i oceanów… Lublin, w między czasie, przez kilka dni stał się domem dla mistrzów szktuk ulicznych i nie tylko. Artystyczne, międzynarodowe misteczko, pełne kolorów, muzyki i tajmniczych twarzy cyrkowych czekało na chętnych widzów, którzy odważyli się wcialić to w ulicznego barda, to w komika czy członka trupy artystów cyrkowych... a sierpień trwa nadal i nadal pokazuje mi najpiękniejsze strony życia, a tą był niewątpliwie koncert Rogera Waters’a  ze słynnym The Wall. Ostatnie 30 lat, które stworzyło dzisiejszy świat stało się bliskie jak nigdy dotąd za sprawą muzyki, obrazu, scenografii i samego  artysty. Wydarzenie jakim jest koncert nabrało nowego znaczenia… ciekawe jakim symbolem zapisze się w historii tego roku wrzesień. Zdaje się, że będzie to coś równie niezwykłego… będę czekać, na Was też:)