Tylko we Lwowie..

Lwów_0017
Lwów_0017
Lwów nie jest przelotną przygodą. Do Lwowa się wraca. Wraca z przyjemnością, z uśmiechem, ze smakiem, z ochotą na nową przygodę.

Tak było i tym razem.

- o tu już chyba byłam – powiedziałam do Ani, kiedy stanęłyśmy pod lwowską słynną operą. Fontanna rozbryzgiwała krople w słońcu. Weekend majowy czas zacząć. I choć był to już 2 maja to nic nie mogło nam popsuć planów odkrycia tajemnic Lwowa. A skoro już przeżyłyśmy wesołą podróż ukraińskim PKS’em, pełnym kontrabandy i szczęśliwie dojechałyśmy do celu to należało w pełni skorzystać z nadarzającej się okazji na krótką zagraniczną przygodę. Wykorzystując łącza internetowe zamówiłam nam apartament w samym centrum miasta i choć z początku miało być nas więcej to we dwie i tak całkiem sprawnie zaadoptowałyśmy go na nadchodzące noce. Z początku nie wszystko wyglądało tak różowo. Targając bagaże odnalazłyśmy rzeczony adres naszej kwatery, ale za nic nie mogłyśmy się dodzwonić do właściciela kluczy do niego. Szybko doszłyśmy do wniosku, że to jakiś przekręt i należy się udać lepiej na piwo, bo zimno się robi a i tak nic się nie zmieni. O jakież było nasze zdziwienie kiedy jednak, jak się okazało, całkiem sympatyczny autochton pojawił się z upragnionymi kluczami i świeżą pościelą na dziedzińcu kamienicy i wprowadził nas do naszego domu. Udzielił kilku porad, opowiedział o tym i owym, zainkasował należną opłatę i zniknął. Obejrzałyśmy lokum, czyste, przestronne mieszkanie, o jakim można by jedynie pomarzyć. Z uczuciem błogości spojrzałyśmy na wielkie łóżka, kaflowe piece, szkoda że zimne, przytulną łazienkę i w miarę gustowną łazienkę. Zapowiadało się pysznie, choć chłodno, ale cos się wymyśli.

            Tym czasem należy się rozejrzeć po okolicy i skreślić jakiś zarys planu co dalej. A dalej to w szybkim tempie zostałyśmy bankrutkami. Bowiem zbyt łatwo wiernie podeszłyśmy do tematów finansowych. Mając nieco światowego bycia w różnych miejscach liczyłyśmy przede wszystkim na współpracę powszechnie znanych bankomatów. I tak w drodze do naszego pierwszego punktu programu, jakim był Rynek i jego wspaniałości podjęłyśmy nierówną walkę ze ścianą. Wybrałyśmy nawet bank, reklamujący się jako część naszej grupy bankowej i jakież było nasze zdziwienie, kiedy po dwóch próbach ściennych i jednej w okienku bankowym okazało się, że z kasy nici.

No to było nie do wiary.

Spojrzałyśmy po sobie. Ok. należy się przestawić z ewentualnych pomysłów zakupowych płaconych gotówką i zostawić żelazny zapas na powrotny bilet a co się uda to płacić kartą. Choć co do tej formy płatności też nie miałyśmy żadnej pewności, że zadziała. Utknęłyśmy w środku cywilizacji z wizją bankructwa. Zaskoczenie trwało chwilę i jedynie potwierdzenie telefonem kosztującym kolejną fortunę, że pomimo tych usilnych prób pobrania środków do życia nic nam z kont nie zniknęło uspokoił nieco sytuację.

Damy radę. Ruszamy na zamek. I tak uczyniłyśmy. … cdn.