Rejsy

Majorka-Gibralt...
Chorwacja jakiej nie znałam... uznałam ten tytuł za najbardziej odpowiedni, jaki wpadł mi głowy. Bo ja w Chorwacji jeszcze nie byłam, choć było tu mnóstwo moich znajomych. Za każdym razem odsuwałam od siebie potrzebę wyjazdu tam, gdzie wypada, a jednak w końcu uznałam, ze tak nie można. I dobrze, ze tak się stało. To niezwykły kraj, zamieszkały przez bardzo przyjazny turystom naród, z niezwykła historią i architekturą. I te urocze małe porty, w których rozgrywa się wiele wakacyjnych przygód. W tym moja, na pokładzie jachtu Royal, który na 3 tygodnie stał się moim domem, z wyjątkowym gospodarzem jakim jest Kapitan Adam :)

Selma Expedition … to jacht, który jest historią samą w sobie, o którym mówi się na całym świecie, a którego załoga stała się zdobywcą rekordu Guinnessa. Pojawienie się na pokładzie Selmy wydawało mi się tak odległe, że październikowy rejs na jej pokładzie był spełnieniem tych bardzo nierealnych marzeń. Skontaktowałam się z Piotrem Kuźniarem, słynnym Kapitanem a spakowałam się dosłownie w godzinę. I jak się okazało to był najlepszy ruch.

Selma2018_01
… to było coś więcej niż tylko spotkanie z Selmą Racing i jej wspaniałą załogą. Tego dnia Selma Racing wpłynęła do portu w Górkach Zachodnich jako najszybszy jacht 40-tych Regat Obrońców Westerplatte. Siedziałam z aparatem w ręku w główkach portu. Widok rozpiętych na wietrze żagli jachtów, biorących udział w regatach zapierał dech. Wypuszczone spinakery raz za razem przysłaniały horyzont. Można było patrzeć na nie w nieskończoność. Ale wreszcie nastąpił moment kulminacyjny i Selma z czterema zwycięstwami przybiła do kei. Wystrzelił szampan. To było wspaniałe zwycięstwo. .. I taki był tylko początek mojej przygody z Selmą. Jeszcze tego samego wieczoru weszłam na jej pokład jako załoga. Przed nami był rejs do Jastarni. I choć nie był to regatowy przelot na czas to styl w jakim to zrobiliśmy był absolutnie niezwykły. Do góry poszedł grot i to właściwie wystarczyło, żeby z prędkością średnio 8 węzłów w niezłym przechyle ruszyć kursem 345o.

Majorka-Gibralt...
Palma de Mallorca, Kartagena, Malaga, Gibraltar brzmiało nieźle ale „Czarna Perła”, jako nazwa jachtu, brzmiało jeszcze lepiej. Z takiej okazji nie można było nie skorzystać. Szybko skontaktowałam się z kapitanem i po tygodniu już stałam na pokładzie jachtu. To była genialna decyzja bowiem mój idealny plan zakładał najbliższe dwa tygodnie w ciepłym słońcu południowej Hiszpanii na szafirowych wodach morza Śródziemnego. Zaczęłam go realizować już na wyspie. Najpierw ruszyłam na podbój miasta. Zwyczajowo nazywana Palmą de Majorka – stolica Balearów, to sławna już turystyczna oaza, spragnionych słońca i rozrywki turystów z całego świata. Zwykle w swoich podróżach omijałam takie miejsca ale jak się okazuje czasami warto się znaleźć w centrum towarzyskiego tygla. To niezwykle urocze miasto leży w strefie wpływów klimatu subtropikalnego i ma ponad 2700 godzin czystej słonecznej pogody rocznie, od 150 w grudniu do ponad 340 h. I to jest klimat, w którym można spędzać ponury zwykle listopad. Zaczęłam od okolic portu a zarazem centrum życia mieszkańców.

Azory2013_023
To zupełnie było coś nie zaplanowanego. To znaczy to jak potoczyły się moje i nie tylko moje losy gdzieś na środku oceanu Atlantyckiego. I choć tak naprawdę dopiero tam, na jednej z wysp małego archipelagu, zaliczanego do Makaronezji – Wysp Szczęśliwych, w miejscu przecinania się wielu szlaków handlowych, turystycznych czy żeglarskich sprzed setek lat, poczułam się po raz kolejny jak odkrywca. Mały współczesny człowiek, który dotyka ziemi, na której stopy stawiali ongiś dzielni żeglarze a znane były już Fenicjanom. Historia czaiła się na każdym kroku. Na wzgórzach królowała wspaniała, choć sprowadzona przez Portugalczyków, roślinność. Zupełnie jak w przewodniku. Czytając fragmenty opisów dwójki Polaków zakochanych w Azorach nie było innej możliwości jak samej przekonać się co kryje 9, oddalonych o 1500 km od stałego lądu wysp.